Podejmowanie inicjatyw związanych z ściganiem osób propagujących banderyzm stało się jednym z tematów, które przyciągają uwagę polskiej sceny politycznej. Partia Prawo i Sprawiedliwość, z Anną Krupką na czele, wyraża stanowisko, iż za promowanie UPA oraz negowanie zbrodni ukraińskich nacjonalistów powinny być wprowadzone surowe kary, sięgające nawet 3 lat pozbawienia wolności. Krupka wskazuje na sytuacje, w których, jej zdaniem, ukraińscy obywatele korzystają z polskiej gościnności, szerząc ideologie odpowiedzialne za tragiczne wydarzenia, takie jak rzeź wołyńska.
Wydarzenia na stadionie PGE Narodowym
Przykład, który podkreśla te obawy, to koncert Maksa Korża w Warszawie, gdzie widoczne były symbole UPA. W odpowiedzi na to zdarzenie, ponad 60 osób zostało deportowanych z Polski, co pokazuje, że temat budzi duże emocje i reakcje władz są zdecydowane.
Komentarz ekspertów
Dr Aleksandra Kusztal z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego zauważa, że obecne przepisy prawne już umożliwiają ściganie za szerzenie nienawiści rasowej lub narodowościowej. Według niej, dodatkowe regulacje dotyczące banderyzmu mogą być zbędne i służyć jedynie za narzędzie polityczne do pozyskania głosów wyborców, którzy są niechętni ukraińskim wpływom w Polsce.
Polityczne motywacje i społeczne konsekwencje
Kusztal sugeruje, że Prawo i Sprawiedliwość mogło zauważyć potencjał mobilizacyjny antyukraińskiej retoryki podczas wyborów prezydenckich. Taka strategia może przyciągnąć elektorat, który popiera zmiany w relacjach polsko-ukraińskich. Niemniej jednak, ekspertka przestrzega przed konsekwencjami pogarszania się stosunków z Ukrainą, co mogłoby być na rękę Rosji.
Skutki dla relacji polsko-ukraińskich
Mimo że przypadki promowania ukraińskich symboli nacjonalistycznych są stosunkowo rzadkie, ich wpływ na stosunki między Polską a Ukrainą może być znaczący. Dr Kusztal zauważa, że problemy związane z ekshumacją ofiar rzezi wołyńskiej pozostają nierozwiązane, a konfrontacyjna postawa Polski nie sprzyja poprawie relacji z Ukrainą.